Cookies Ta strona wykorzystuje pliki cookies (niewielkie pliki tekstowe przechowywane przez przeglądarkę internetową na urządzeniu użytkownika) m.in. do analizy statystycznej ruchu, dopasowania wyglądu i treści strony do indywidualnych potrzeb użytkownika). Pozostawiając w ustawieniach przeglądarki włączoną obsługę plików cookies wyrażasz zgodę na ich użycie. Jeśli nie zgadzasz się na wykorzystanie plików cookies zmień ustawienia swojej przeglądarki.

Repertuar RepertuarEN

Recenzje premiery „Nabucco”

Recenzje premiery „Nabucco”

Po premierze opery „Nabucco” jesteśmy ogromnie wdzięczni za wszystkie recenzje i miłe słowa, które od Państwa otrzymaliśmy, oto niektóre z nich!

Tomasz Pasternak, ORFEO, 11.03.2024

Andrzej Dobber w roli tytułowej pokazał wokalne mistrzostwo verdiowskiego brzmienia. Bardzo dobrze przebrnęła przez mordercze meandry Abigaille Oksana Nosatova. Szeroko i mocno zabrzmiała orkiestra Opery Krakowskiej pod charyzmatyczną dyrekcją José Maria Florência. Reżyserka Maria Sartova w pięknej plastycznie produkcji odczytała babiloński dramat w sposób tradycyjny, koncentrując się bardziej na psychologii postaci, niż wielkim, multimedialnym widowisku.

Spektakl Marii Sartovej był piękny plastycznie, czego zasługą była symboliczna i wymowna scenografia Damiana Styrny, który przygotował również nader interesujące projekty animacji. Autorce kostiumów Annie Chadaj udało się pokazać hierarchię bohaterów: ciemiężonych, szaro ubranych Hebrajczyków, i dominujących, krwisto odzianych Babilończyków. Za choreografię i ruch sceniczny odpowiadał Jakub Lewandowski, bardzo dobra była scena z alter-ego Abigaille (demoniczna Teresa Żurowska), tańce złowrogich urzędników (Angel Martinez-Sanchez, Gabriele Togni), a także postać proroka Jeremiasza (Yauheni Raukuts). Ale nade wszystko nastrój budowała dynamiczna reżyseria świateł Bogumiła Palewicza, która podkreślała wizualną urodę spektaklu, ale także była narratorem emocji.

https://orfeo.com.pl/walka-o-korone-w-inscenizacji-nabucca-w-krakowie/

Anna Czajkowska, Teatr dla Wszystkich, 13.03.2024

Dokładnie 182 lata po mediolańskiej premierze, w Operze Krakowskiej Maria Sartova wraz z artystami i pozostałymi twórcami spektaklu prezentuje swoją wersję dzieła, w pełni opartą na klasycznym oryginale. Pani reżyser nie powiela wzorów i nie próbuje naśladować poprzednich inscenizacji, ale z pełnym zrozumieniem dla specyfiki czasów, w których tworzył Verdi, buduje muzyczny świat: żywy, porywający, wzruszający. Nadaje mu świeżość i eksponuje osobiste dramaty bohaterów. Geniusz opery dopracował każdą frazę, najmniejszą nutę. Skomponował taką muzykę, która prowadzi bohaterów ze świata zemsty, miłości, nienawiści czy szantażu ku przebaczeniu i przemianie – dostrzega to Maria Sartova i mocno eksponuje w swojej inscenizacji. Nie ma w niej pustych efektów, a każdy numer muzyczny pozostaje umotywowany akcją dramatu i niejako sam tę akcję tworzy. Podchwytują to występujący w partiach solowych artyści oraz chór. Wszyscy występujący wykazują ogromną dojrzałość i sugestywność, pokazując wokalne mistrzostwo z odpowiednią, konieczną energią. Na scenie królują arie, ansamble, partie chóralne w pięknym wydaniu! Rezygnując ze sztucznego patosu, soliści dużą wagę przywiązują do analizy psychologicznej postaci. Oczywiście nie należy zapominać, że cała historia stanowi jedynie tło dla perypetii bohaterów, którzy swą pasję i namiętności wyrażają w partiach śpiewanych. Przy ogromnym bogactwie form, rodzajów wypowiedzi, nastrojów i emocji, dzieło zadziwia niesłychaną ekonomią środków tematycznych. „Nabucco” w Krakowskiej Operze zachowuje klarowną, harmonijną formę, logiczną i przejrzystą, gdzie pomysłowość ornamentacyjna twórcy podporządkowana jest wymaganiom linii muzycznej.

Obdarzony wspaniałym wyczuciem scenicznym Andrzej Dobber w partii tytułowego króla Nabucco skupia dużą część uwagi publiczności. Świeżość spojrzenia na postać, z którą identyfikuje się na scenie, osiąga dzięki zdolnościom aktorskim i profesjonalizmowi wysokiej klasy, a także widocznemu, emocjonalnemu stosunkowi do bohatera. W I akcie oszczędny, w kolejnych, wraz ze wzrostem tragicznych nastrojów, plątaniny rozterek oraz cierpienia urozmaica obraz bohatera, pozostając wyczulonym na niuanse niełatwej roli. Jego dojrzały baryton brzmi znakomicie, podkreślając zarówno zrozumienie warstwy muzycznej dzieła, jak i zmienność postaci, czarując przy tym spokojnym, harmonijnym, kunsztownym bel canto. Prawdziwą królowa sceny jest Oksana Nosatova w partii Abigaille. Jako rzekoma córka króla Babilonu, sopranistka zachowuje naturalność, choć wiernie podąża za pasjami swej bohaterki. Cały czas trzyma się pewnej konwencji, a mimo to oddaje złożoność postaci, która odnajduje swe odbicie w muzycznych, profesjonalnie wykonanych koloraturach. Zachwyca pewnością trudnych arii, którym nadaje indywidualny rys, charakter oraz żar. Głębia głosu sopranistki i modulowanie barw z cieplejszymi odcieniami budzi wyobraźnię, kołysze. Naturalność wraz z siłą płynie z buntu oraz gniewu z odcieniem drapieżności, a także z poczucia odrzucenia i niespełnienia. Oksana Nosatova skupia się na właściwej charakterystyce postaci, wnikając głęboko we wrażliwość dumnej Abigaille – w kolejnych aktach staje się coraz bardziej tragiczną. Artystka potrafi zadziwić niskim rejestrem, zbliżonym do ciepłego altu, mocniej uderzając w momentach dramatycznych. Taras Shtonda jako Zaccaria z uwagą podąża za wspomnianą dwójką artystów, siłą basu nadając moc postaci arcykapłana Hebrajczyków. Ledwo zauważalne niedociągnięcia są raczej wynikiem tremy. Monika Korybalska w partii Feneny, córki Nabucca, rzadziej gości na scenie, ale warto docenić delikatność i lekkość jej sopranu, głosową gibkość, syconą mniejszym lub większym ładunkiem emocjonalnym. Tomasz Kuk w roli Ismaela, bratanka króla Jerozolimy, pozostaje na drugim planie – tak chciał Verdi. Tenor w tej roli nie ma łatwego zadania, choć właśnie o niego walczą dwie zakochane kobiety. Jednak Tomasz Kuk potrafi zaznaczyć swą obecność wśród głównych postaci. Duet z wybranką serca, Feneną, wypada tu bardzo dobrze. Obok nich swobodnie odnajdują się na scenie Wołodymir Pańkiw w roli Arcykapłana Baala (bardzo dobra kreacja i mocny bas), Agnieszka Kuk jako Anna (również w chóralnych popisach) oraz Janusz Dębowski – Abdallo.

Chór i Balet Opery Krakowskiej łączy swe siły z Chórem Filharmonii im. Karola Szymanowskiego i dzięki temu sceny z jego udziałem zyskują jeszcze więcej rozmachu. W “Va pensiero”, najsłynniejszej zbiorowej pieśni – modlitwie w historii całej opery (tak twierdzą znawcy), chór wyśpiewuje wszystko, co kompozytor chciał przekazać współczesnym i potomnym. Z partii chóralnych płynie energia i mityczna wręcz charyzma – wyraz dumy z chwalebnej przeszłości. A przy tym melancholijna liryczność, wykreowana przez arcymistrza Verdiego, który chór uczynił w operze pełnoprawnym, bez mała najważniejszym bohaterem i uczestnikiem wydarzeń. Ruch sceniczny i choreografia autorstwa Jakuba Lewandowskiego wspaniale komponuje się z falującą dramaturgią widowiska. W tętniącym tańcu i plastycznym ruchu wyróżnia się energiczna Teresa Żurowska – alter-ego Abigaille, Yauheni Raukuts – Jeremiasz, Angel Martinez-Sanchez i Gabriele Togni jako urzędnicy oraz Maciej Pluskowski czyli Czarnoksiężnik. Orkiestrę prowadzi maestro José Maria Florêncio, podkreślając nieśmiertelną wartość partytury „Nabucco”. Pewną ręką kieruje efektami kolorystycznymi oraz harmonicznymi zespołu. To on nadaje odpowiednie tempo i zachowuje porywający rytm. Warto zauważyć, że uważna współpraca dyrygenta z wszystkimi solistami ułatwia im doskonałe wydobywanie dźwięku w trudnych partiach wokalnych.
Intrygująca, choć surowa scenografia Damiana Styrny, który wraz z synem Eliaszem Styrną, specjalistą od multimedialnych, wielowymiarowych projekcji potrafi wyczarować każdą rzeczywistość, świetnie współgra z klimatem całości. Dzięki wielopłaszczyznowym animacjom Eliasza Styrny (przygotowanie obrazu do działań na scenie, uruchomienie, dodanie efektów jest bardzo ważne) przenosimy się do starożytnej Babilonii. I możemy poczuć chłód murów kamiennego miasta, w którym Żydzi wygnani z Judy cierpią swą niedolę. U Damiany Styrny, autora zarówno scenografii jak i ilustracji, nigdy nie ma przypadkowości – tym razem jest podobnie. Niezwykle trafnie podkreśla on symboliczne elementy, wzmacnia zmysłowość scen i zmienność ruchu scenicznego. Z wielowymiarowością wyczarowaną przez rodzinny duet Damiana i Eliasza dobrze komponuje się światło Bogumiła Palewicza, odpowiednio podkreślając opisaną dekorację. Dodam jeszcze, iż artyści w barwnych, bogatych kostiumach zaprojektowanych przez Annę Chadaj czują się znakomicie, swobodnie wyczuwając nastrój i odmienność starożytnej epoki.

Wielkie, monumentalne sceny, zgrabnie połączone z intensywnymi, osobistymi dramatami, łagodzonymi niosącą nadzieję melancholią i liryką wciąż wywierają wrażenie. „Nabucco” w Operze Krakowskiej to głęboki ukłon w stronę geniuszu Verdiego i hołd złożony nieśmiertelnej, muzycznej klasyce.

https://teatrdlawszystkich.eu/niemilknaca-piesn-nadziei-i-niesmiertelny-verdi-w-krakowie

Tadeusz Deszkiewicz, 11.03.2024

Warto było przejechać 600 kilometrów aby obejrzeć najnowszą inscenizację opery Giuseppe Verdiego "Nabucco".
W minioną sobotę wybrałem się do Opera Krakowska. Znając wcześniej nazwisko reżyserki Maria Sartova nie obawiałem się, że będzie to wersja nie do przyjęcia. I moje oczekiwania sprawdziły się.

„Nabucco” to piękny spektakl, ze stylową scenografią i kostiumami i doskonałymi głosami nawet w drugoplanowych rolach. Sobotnia premiera odbyła się dokładnie (co do dnia) w 182 rocznicę prapremiery w mediolańskiej La Scali.
Rolę tytułowego króla Babilonu powierzono jednemu z najwybitniejszych współczesnych barytonów - Andrzejowi Dobberowi. Jego niezwykłej urody, aksamitny głos urzekł zgromadzoną publiczność już od pierwszych taktów. To doświadczony Artysta, który każdą rolę ma przemyślaną w najdrobniejszym szczególe, a nienaganna technika dopełnia wyjątkowy efekt sceniczny. Andrzej Dobber to śpiewak, który ma świadomość swojej wartości i po spektaklu, na pełne zachwytu gratulacje, bez fałszywej skromności, odpowiadał krótko: "Wiem!".

Mniej pewna siebie była ukraińska śpiewaczka Oksana Nosatova, która wystąpiła w arcytrudnej roli Abigaille, wymagającej zarówno dramatycznych, jak i koloraturowych umiejętności tego pięknego sopranu. Z tego zadania wywiązała się perfekcyjnie.
Zachwycił mnie Tomasz Kuk, którego błyskotliwie rozwijającą się karierę śledzę od lat. Wystąpił on w roli Izmaela, a jego dramatyczny tenor o pięknej barwie doskonale pokazał rozterki kreowanego bohatera. Tomasz Kuk jest niewątpliwie jednym z najlepszych polskich tenorów, który po przezwyciężeniu wielu przeciwności losu, jest obecnie w szczytowej formie.
Nie sposób wymienić wszystkich śpiewaków, dość powiedzieć, że w spektaklu nie było słabych punktów, a premiera była dopracowana w każdym calu. Nawet w epizodycznych rolach występowali Artyści którzy z powodzeniem mogliby zaśpiewać o wiele bardziej znaczące role. Tak było na przykład z Agnieszka Kuk, która niewielką rolę Anny zaśpiewała tak, że stała się ona ważnym fragmentem całości. To bardzo zdolna i wszechstronna śpiewaczka.

Nie mogę pominąć doskonałego chóru przygotowanego przez Janusza Wierzgacza. Chór w tym dziele Verdiego pełni niebagatelną rolę i nie myślę wyłącznie o najsłynniejszym fragmencie opery pieśni niewolników "Va pensiero". Zresztą ten właśnie fragment zwrócił moją uwagę nie tylko pięknym, bogatym, dramatycznym brzmieniem, ale także niezwykle malarskim, scenicznym obrazem, z ogromną wyobraźnią i smakiem przygotowanym przez realizatorów.

Orkiestra Opery Krakowskiej została perfekcyjnie poprowadzona przez mistrza batuty Jose Maria Florencio, który jest zarówno wybitnym symfonikiem, jak i doświadczonym w pracy ze śpiewakami dyrygentem operowym.

Reasumując, Opera Krakowska przygotowała wybitny spektakl, który - mam nadzieję - długo pozostanie w repertuarze. Mam nadzieję, że będzie powstawało więcej dzieł satysfakcjonujących takich jak ja, konserwatywnych, odbiorców.
Reakcja premierowej publiczności świadczyła o tym, że nie tylko ja na to czekam.
Ogromne gratulacje należą się Dyrektorowi Opery Krakowskiej Piotr Sulkowski!

Lesław Czapliński, 10.03.2024

Najnowsza inscenizacja "Nabuchodonozora" Giuseppe Verdiego w Operze Krakowskiej rozpoczyna się w godzinach trwogi, gdy w obliczu babilońskiego najazdu lud Izraela chroni się w murach płonącej świątyni (świetlne projekcje).

Dekoracje Damiana Styrny stanowią mocną stronę przedstawienia. Składają się z ruchomych, przesuwanych ścian, w zależności od sytuacji odpowiednio podświetlanych. W aktach babilońskich układają się w charakterystyczną dla tamtejszej architektury Bramę Isztar.
Kostiumy stylizowane są na historyczne, a raczej za uchodzące za takowe tradycyjne o nich wyobrażenia. Przy czym stronie babilońskiej, nie do końca konsekwentnie, przydano odcienie szkarłatu.

Reżyseria pozostaje tradycyjną w dobrym tego słowa znaczeniu. Maria Sartova jako śpiewaczka posiada znaczne doświadczenie w tym względzie.
Przede wszystkim zapewnia artystom odpowiednie warunki w celu skupienia się na pierwszorzędnych zadaniach wokalnych i za ich pomocą kształtowaniu scenicznego wizerunku postaci.

Nie tworzy też teatru głuchoniemych, a więc ogrywania każdej sytuacji mimicznymi akcjami dla chórzystów i pozostałych osób, kiedy nie są w danej chwili bezpośrednio zaangażowani muzycznie.

Na początku każdego aktu, nawet, gdy, jak w przypadku dwóch ostatnich, są one połączone, popisowe figury kreśli tancerz Yauheni Raukuts, uosobienie proroka Jeremiasza dającego w ten sposób wyraz rozpaczy nad losem Żydów w babilońskiej niewoli.
Z kolei trzech (Angel Martinez-Sanchez, Gabriele Togni i Maciej Pluskowski), wykonujących na poły akrobatyczne ewolucje, poprzedza wejście Nabuchodonozora, a tancerka wprowadza do scen rozgrywających się w babilońskiej sali tronowej.

W tytułowego bohatera wcielił się Andrzej Dobber mający spore doświadczenie w wykonywaniu tej partii (przed trzema miesiącami podziwiałem go na katowickiej scenie w ramach jubileuszu 40-lecia pracy artystycznej). Szlachetny baryton, o brzmieniu nasyconym decydującymi o barwie alikwotami, dostarcza słuchaczom sporej satysfakcji, choć tym razem być może nadużył głosu w pierwszych aktach, w których głównie współtworzy tzw. concertata, czyli finały z udziałem wszystkich postaci i chóru. W tej sytuacji w kawatynie "Dio di Giuda!" z czwartego zabrakło nieco płynności kantyleny.

Jego antagonistą jest żydowski przywódca Zachariasz, któremu głosu i postaci użyczył ukraiński bas Taras Sztonda. W kawatynie "Freno al timor!" z lekka koloryzował śpiew wokalizami, choć zniżając się do oktawy wielkiej tracił pewność intonacji i wyrównaną emisję. Z kolei w tej z drugiego aktu "Tu sul labbro de' veggenti", w odcinkach bez akompaniamentu intonacja pozostawiała nieco do życzenia. Najkorzystniej zaprezentował się w błyskotliwej cabaletcie z trzeciego "Niuna pietra".

Trójkę protagonistów zamyka Abigail, nieślubna córka władcy. Jest to mordercza partia o szerokim ambitusie, zawierająca rozległe przeskoki interwałowe, łącząca dramatyczną odmiane sopranu z koloraturą. Giuseppina Strepponi, jej pierwsza odtwórczyni, przyszła partnerka i w końcu żona kompozytora, przypłaciła to przedwcześnie zakończoną karierą. Jej następczynie wypracowały odpowiednie środki techniczne, dzięki którym nie ryzykują utraty głosu. Ukraińska śpiewaczka Oksana Nosatowa największe wrażenie wywierała, kiedy intonowała górne dźwięki w dynamice piano i stopniowo rozszerzała ich natężenie, czy też sięgała po mezza voce, na przykład w kawatynie " Anch'io dischiuso un giorno". Wtedy i koloratury były bardziej wyraziste i perlące się. W forte przybierały odcień glissandowy. Z kolei schodzenie do rejestru piersiowego raziło pewną sztucznością i manieryzmem.

Jak Mojżeszowi Jahwe objawia się w gorejącym krzewie, tak w partyturze Verdiego w dźwiękach wiolonczeli: w kawatynie Zachariasza w drugim akcie, Nabuchodonozora w czwartym, wreszcie w finale towarzyszy śmierci Abigail.

Ostatnio pięknie rozwija się wokalnie Tomasz Kuk. Jego Ismael zachwycał dramatycznym tembrem tenorowego głosu, pewnością jego prowadzenia, również w kantylenach. Żałować należy, że kompozytor nie przewidział dla niego osobnej arii.

Z kolei Fenena posiada takową "Oh dischiuso è il firmamento!", ale tak umieszczoną, bez pauzy generalnej, że jej wykonawczyni pozbawiona jest możliwości otrzymania owacji.
O odpowiedzialności, z jaką potraktowano to przedsięwzięcie, świadczyć może fakt, że nawet partie epizodyczne obsadzono pierwszoplanowymi solistami jak Agnieszka Kuk w roli Anny, co wpływa na podniesienie poziomu całości.

W "Nabuchodonozorze" kluczową rolę odgrywa chór jako zbiorowy bohater, personifikacja uciemiężonego ludu żydowskiego, co w chwili powstania dzieła posiadało konkretne odniesienia do sytuacji Włoch, w części rozdrobnionych, a w części znajdujących się pod austriackim zaborem, w tym Lombardia z Mediolaniem, w którym w teatrze La Scala 9 marca 1842 odbyła się prapremiera. Obecna krakowska przypada więc dokładnie 182 lata później.
Skład chóru częściowo wzmocniony został śpiewakami z filharmonicznego, tak że imponująco zabrzmięć mogło nie tylko sławne "Va pensiero", ale i finałowy hymn a cappella " Immenso Jeovha".

Całość poprowadził José Maria Florêncio, rasowy symfonik, który nadał wykonaniu monumentalne rysy. Już w uwerturze można się było napawać
pewnie brzmiącymi puzonami, a w dalszej części trąbką, klarnetami, obojem czy fletem.
Dyrygent zadbał ponadto o dramaturgiczną płynność i zwartość, starając się bez przerw przechodzić pomiędzy solowymi numerami, a zwłaszcza nastrojowymi kawatynami i bardziej popisowymi cabalettami.

Wszystko to każe uznać najnowsze wystawienie "Nabuchodonozora" w Operze Krakowskiej za ze wszech miar udane.

Andrzej Czapliński, 10.03.2024

A tymczasem w Krakowie...olśniewający wieczór sobotni w Operze Krakowskiej! Olśniewający za sprawą premiery "Nabucco" Giuseppe Verdiego, za sprawą inscenizacji, śpiewaków, scenografii i kostiumów! Akcja opery rozgrywa się około 604-562 r. p.n.e., kiedy to Nabuchodonozor, słynny król Babiloński zdobywa Jerozolimę, stolicę Judy. Reżyserka Maria Sartova przenosi nas, widzów w tamte czasy, w płonące mury świątyni Salomona, w których schronili się Izraelici. Rozpoczęciu każdego aktu towarzyszy wyświetlany na ścianach scenografii cytat z księgi proroka Jeremiasza. Znakomita scenografia autorstwa Damiana Damian Styrna - przesuwne ściany odpowiednio oświetlone i wzmocnione animacjami (Eliasz Styrna) - szybko przenosi nas w kolejne miejsca akcji opery, a to Jerozolimy, a to Babilonu (słynna brama Isztar wzniesiona za panowania króla Nabuchodonozora). Tak wykreowana scenografia sprzyja też śpiewakom o czym wspominali podczas popremierowego spotkania! Mocną stroną spektaklu są też kostiumy wykreowane przez Annę Chadaj. Ale głównym bohaterem tej opery jest muzyka, muzyka piękna i ona jest tu najważniejsza! Tytułową rolę króla Nabuchodonozora gra znakomity baryton Andrzej Dobber i z satysfakcją go słuchałem. Równie pięknie i szlachetnie brzmiał ukraiński bas Taras Shtonda w roli Zaccaria. Równie znakomicie wypadł Tomasz Kuk jako Ismaele. Role żeńskie wypadły równie dobrze - Oksana Nosatova jako Abigaille (nieślubna córka Nabuchodonozora), Monika Korybalska jako Fenena i Agnieszka Kuk jako Anna! Obsadę ról męskich dopełniali w roli Arcykapłana Baala Wołodymyr Pańkiw i w roli Abdallo Janusz Dębowski. Nie byłoby Nabucco gdyby nie chór i jego partie. W krakowskiej inscenizacji chór został poszerzony o śpiewaków Filharmonii Krakowskiej a słynna partia "Va, pensiero" z trzeciego aktu zabrzmiała genialnie i została nagrodzona najdłużej trwającym aplauzem podczas przedstawienia. Muzyka Verdiego wybrzmiała znakomicie pod batutą José Maria Florêncio! Wielkie brawa dla wszystkich twórców "Nabucco" w Operze Krakowskiej i dla dyrektora Piotra Piotr Sulkowski!

Tadeusz Pszonka, 10.03.2024

Trzeba przyznać, że wczorajsza premiera "Nabucca" G. Verdiego w Operze Krakowskiej była bardzo udanym wydarzeniem. Klasyczna realizacja miała wiele pięknych walorów od estetyczno-wizualnych po muzyczne. Znakomici śpiewacy byli gwarantem sukcesu spektaklu. I tak właśnie było. Kostiumy dopracowane w najdrobniejszych szczegółach i oddające w bardzo dużym stopniu realia założeń kompozytora. Bardzo dobra reżyseria, klarowna, zrozumiała i nie działająca przeciw muzyce i śpiewakom. Brawo.
Z przyjemnością oglądałem to muzyczne dzieło.
Można wiele dobrego napisać o tej premierze, analizując poszczególne sceny, arie, frazy.... ale po co. Trzeba przyjechać do Krakowa i samemu zobaczyć ostatnie przedsięwzięcie Dyrektora Opery Krakowskiej Piotr Sulkowski .
Polecam wszystkim i dziękuję za zaproszenie!
SERDECZNE GRATULACJE !!!

Piotr Gaszczyński, Teatr dla Wszystkich, 17.03.2024

Spektakle operowe mają to do siebie, że w odróżnieniu od przedstawień w teatrach dramatycznych, niechętnie eksperymentują z dziełami, które biorą na warsztat. Głównym powodem takich działań jest oczywiście muzyka, która narzuca rytm tekstu, tempo akcji, trzyma cały utwór w swoistych ryzach (wyłączając paryskie opery Warlikowskiego, ale jego teatr to zupełnie inna galaktyka). Nabucco w Operze Krakowskiej jest hołdem dla inscenizacyjnej klasyki i kunsztu kompozytorskiego włoskiego mistrza.

Historia Żydów, uprowadzonych do Babilonii przez Nabuchodonozora II, należy do kanonu światowych oper. Największą siłą utworu Verdiego jest społeczność, kolektyw, masa – tu działająca w formie chóru uwięzionych i współcierpiących niedolę. To właśnie zbiorowa scena, podczas której śpiewane jest słynne Va, pensiero, stanowi klucz do zrozumienia Nabucco. Nadzieja na lepsze jutro, łącząca żydowskich zakładników, czytana wpierw jako wezwanie do zjednoczenia Włoch, stanowiła o wielkim sukcesie Verdiego. Z dnia na dzień stał się gwiazdą. Czy w 2024, gdy bierzemy na warsztat operę traktującą o najeźdźcach, okupantach i atakowanych ludziach z powodów politycznych i religijnych, w tle nie jawi nam się ruski gwałt na Ukrainie? Lub jeszcze dosadniej, ze względu na występujących w operze bohaterów, najnowszy konflikt izraelsko-palestyński? Oczywiście świętym prawem każdego twórcy jest realizowanie spektaklu według własnego pomysłu. Niemniej jednak chciałbym wierzyć, że tworzenie opery to nie tylko rekonstrukcja historyczna z pięknymi kostiumami i scenografią z epoki, ale podobnie jak w teatrze dramatycznym, żywy komentarz, reakcja na współczesność. Parafrazując Kantora: Do opery nie wchodzi się bezkarnie.

Niezależnie od wszystkiego brawa należą się przede wszystkim aktorom, którzy stworzyli pełnokrwiste, zapadające w pamięć postacie. Słuchając poszczególnych partii, można było poczuć całą gamę emocji, jakie szargały bohaterami – od miłosnych rozterek, po strach przed śmiercią. Jak już było wspomniane wcześniej, najsilniej wybijają się sceny zbiorowe (zarówno przedstawiające Żydów, jak i niewiernych). Nabucco jako całość to dobrze naoliwiona machina, tworząca spójną, zwartą produkcję – od monumentalnej scenografii, przez kostiumy, na podniosłej muzyce kończąc. Sądząc po żywiołowych reakcjach widzów, a zwłaszcza euforii towarzyszącej Va, pensiero, można z pełnym przekonaniem stwierdzić, że klasyka ma się dobrze i nie dopada jej żadna korozja. Czy słusznie, czy nie – czas pokaże.

https://teatrdlawszystkich.eu/klasyka-glupcze

Lucyna Maria Rotter, 14.03.2024

O czym jest „Nabucco”? Dla mnie – to opowieść o asyryjskiej dziewczynie (Fenena) która zakochała się w pobożnym Żydzie (Ismaele) a on w niej… On ratuje jej życie, ona przyjmuje judaizm (i przy okazji tym ratuje życie jemu). Fenena nie opuszcza nowej rodziny nawet w obliczu zagrożenia śmiercią, publicznie deklarując że jest Żydówką. A w tle… Babilon napada na Ziemie Izraela, Żydzi stają do walki, Ha.szem w sposób zaskakujący (jak to zwykle jest w życiu się dzieje...) wybawia Żydów przed zagładą, tym razem wykorzystując do tego celu Fenenę… Piękne…

Odsłona, którą zaproponowała opera krakowska, zrobiła na mnie wrażenie! Dobrze pomyślane kostiumy, kolorami, szczegółami wpisywały się i trafnie nawiązywały do kultury żydowskiej. Scenografia i światło budowały atmosferę. A scena, w której Zachariasz trzyma kiduszowi kielich a Anna - jego siostra, przyjmuje na sienie Szabat, odmawiając błogosławieństwo nad dwiema zapalonymi świecami…. A potem symbolicznie otula swoim płaszczem Fenenę, przyjmując ją do społeczności Izraela… Piękna scena…
Jak to zwykle w Nabucco Verdiego, pierwsze skrzypce gra – chór :) I tym razem słynny „chór niewolników” wybrzmiał fantastycznie. Ale i Zachariasz (Wołodymyr Pańkiw) zrobił na mnie wrażenie.

Hmmmm…. Na spektaklu byłam wczoraj, a nadal widzę przed oczyma dwie zapalone świece i otulaną szarobłękitnym welonem Fenenę, i nadal brzmi mi w uszach „Va, pensiero, sull'ali dorate; va, ti posa sui clivi, sui colli, ove olezzano tepide e molli l'aure dolci del suolo natal!...”

http://www.lucynarotter.com.pl/czytelnia/-face-to-face-z-kultura---25/Pl/krakow---opera-krakowska--nabucco